Joker to dramat psychologiczny na podstawie serii komiksów o
psychopatycznej postaci o tym samym imieniu od DC. Zasłynął głównie
przez zdobycie Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji. Czy zasłużenie? Czy warto oddać się dwugodzinnemu bezprecedensowemu szaleństwu? Warto
się przekonać. Zapraszam do recenzji.
Wobec Jokera urosły śmiertelnie duże oczekiwania. Dostaliśmy parę ciekawych kreacji tej postaci (nie wliczając w to Jokera Jareda Leto)
lecz ta wydaje się być najciekawsza. Po szumnym ogłoszeniu zdobywcy
nagrody w Wenecji mało kto mógł uwierzyć w jakąkolwiek przesadę tej
decyzji. Wielu ludzi zastanawiało się, czy reżyser Todd Phillips,
który miał na koncie wyreżyserowanie Kac Vegas, jest w stanie wykreować
dumny wizerunek naszego protagonisty? Spieszę z wyjaśnieniami.
Philips
zaskoczył wiele osób tym filmem. Czuł się jak ryba w wodzie, tworząc
trudną, ambitną oraz szalenie wciągającą historię. Opowiada ona o życiu Arthura Flecka i o jego drodze w stawaniu się Jokerem. Szaleńczym criminal master mindem. Idealne oparł się na minusach ludzkiej egzystencji i na doskonałym wyczuciu czasu budowanym przez ścieżkę dźwiękową.
Joker to bardzo specyficzny twór. Choć nie jest to wysoko budżetowa produkcja na miarę innych filmów DC. Jednak to właśnie umiarkowany budżet daje obłędny majstersztyk, wynosząc film na wyższy poziom. Jacykolwiek
reżyserzy, tworząc filmy artystyczne, nierzadko cierpią na brak
pieniędzy, żeby ich wizja reżyserska się dopięła. Natomiast Todd ma
doskonałe pojęcie, co robi, co chce widzowi pokazać i jak to chce zrobić,
aby nie było to prostoliniowe. Chce sprawić, aby narracja o głównym
komiksowym księciu zbrodni stała się czymś unikatowym. Z jednej strony boimy się go, nienawidzimy go, a jednocześnie go kochamy. Udowadniając tym, że jego kunszt realizatorski jest bardzo niedoceniony. Widać to przez
jego poczucie estetyki, opiera się on właśnie na subtelnych kreacjach postaci oraz wydarzeń. Czasem hipnotyzując tym widza jak niejeden
wirtuoz kina. Jest bardzo pewien tego, co robi, wyczuwając kino w
inny sposób. W wyjątkowy sposób. Nawiązuje on czasami do klasyków z lat
70. Ale nie pozwala, by to przytłoczyło jego wizję.
Serwuje
nam się opowieść o człowieku i jego społecznym końcu, który jest
niejednoznaczny oraz pozostawia duże pole do interpretacji. Arthur Fleck to nie zwykły złoczyńca. Po obejrzeniu filmu możemy się zastanowić czy można go tak w ogólne nazwać. Phillipsowi
nie po drodze jest wybielanie czynów, których się dopuszcza
nasz protagonista. Nie robi z tej postaci takiej, którą nie jest. Jestem skłoniony do stwierdzenia, że ukazuje on jednostkę w świecie
pozbawionym ogólnie rozumianej empatii ludzkiej. Jest to świetny
komentarz społeczny.
Początkowo
nasz Arthur nie jest zły, jest zwyczajną osobą z problemami, która chce
dobrze, ale życie na to mu nie pozwala. Wzbudza to nawet jakąś formę
sympatii. Dlatego też nie jest to typowa geneza Jokera, jakiej się wielu
spodziewało. Nie jest istotne to, w jaki sposób staje się złą postacią,
ale istotny jest fakt, jak okrutny świat do tego doprowadził. Jak życie
odebrało mu ostatnie okruchy człowieczeństwa. Choć sam chciał dobrze,
jednak się zatracił w rzeczywistości. Historia ta wzbudza wiele
refleksji i wiele emocji i zmusza do analizowania jej. Wiemy
więc, że Arthur jest chory; być może nie wszystko, co oglądamy, jest
rzeczywiste, tylko jest wynikiem urojeń? Nie wiemy wszak co jest prawdą, a co
jest kłamstwem. Wszystko jest domniemane. Co jest w prawdzie punktem
narodzin Jokera?
Reżyser
skutecznie stopniuje napięcie i tworzy ciężką atmosferę poprzez wspomnianą muzykę.
Tworząc w ten sposób dyskomfort u widza. Samo obserwowanie postaci i
poszukiwanie w niej cząstki samego siebie, jest to fascynująca sprawa.
Warto napomnieć o wspominaniu Arthura tego, że w prawdzie nigdy nie był
on szczęśliwy. Lecz potem możemy wywnioskować, że dopiero bycie Jokerem
daje mu w jakimś stopniu poczucie spełnienia i szczęścia. Broń Boże -
nie jest to w żaden sposób pochwalane w tym filmie, ponieważ Fleck
popełnia straszne rzeczy. Nie ma wątpliwości, iż staje się on postacią
okrutną i złą, wywołując grozę, lecz pozwala zrozumieć, dlaczego on to
wszystko robi.
Joker
to film komiksowy. Fabuła więc osadza się w Gotham,
a jedne z głównych skrzypiec odgrywa w nim też rodzina Wayne’ów.
Reżyser nie kryje się z powiązaniami do Zabójczego Żartu, gdzie ta rodzina miała duże znaczenie. Lecz nie to
świadczy o komiksowości filmu. O tym świadczy duch komiksu. Jest on
odczuwalny na każdym kroku narracji czy w samej postaci Jokera. Co za
tym idzie, ten Joker jest niepokojący, realistyczny i przede wszystkim
świeży. Wyróżnia się od innych ekranowych poprzedników swoim podłożem
komiksowym. Pokazuje to, jak dobrze można tworzyć inne typy kina opartego o komiksy.
Parę
aspektów tej produkcji, jej budowa i rozwój emocjonalnych i pełnych
napięcia scen zapadają w pamięć. Aż chce się powiedzieć, że to będzie
film, o którym się będzie mówić latami. Warto napomnieć na zakończenie o
śmiechu Phoenixa,
który powoduje ciarki na plecach za sprawą samego brzmienia i
kontekstu. Postać naszego protagonisty nadaje wydźwięk filmowi za sprawą
kontekstów fabularnych. Jest parę scen, których nie da się zwyczajnie
zapomnieć. Są momenty jakże okrutne i brutalne, które sprawiają, że widz ma wrażenie, że dostał w głowę obuchem. Te sceny działają wyjątkowo dziwnie. Bo
jak nawet przemoc staje się z czasem w filmach nam obojętna, ta tutaj
wpływa na nas bardzo mocno. Niewątpliwie takie sceny z widzem zostaną na
długo. Joker to jednak kawał tak wyjątkowego kina, że na pewno trafi w
gust nie tylko wielbicieli postaci czy obrazkowych historii. Nie zapominajcie, że:
,,Najbardziej niebezpieczni ludzie w społeczeństwie to ci, którzy nie mają nic do stracenia" "żyjemy w społeczeństwie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz